Trzeciego dnia pobytu w Dubaju wybraliśmy się do dzielnicy Deira. Gdzieś obiło się nam o uszy, że tam dostaniemy pocztówki i jakieś pamiątki taniej niż w innych miejscach. Standardowo kupiliśmy bilety na metro i ruszyliśmy. Podróż była całkiem długa, trzeba było przejechać 15 przystanków czerwoną linią a następnie przesiąść się do zielonej. Każda stacja metra w Dubaju jest mocno zadbana, elegancka i czysta. Ogromne było więc nasze zdziwienie, gdy wysiedliśmy w Deirze. Pół godziny drogi od centrum i nagle wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Ogromna mieszanka narodowościowa pracowników. Marne, biedne budynki i wszędzie brud na ulicach. Po lewej stronie wejścia od metra woda – a nad nią lęgowisko kotów!
Czar jakby prysł… Przyzwyczailiśmy się do tego, że wszystko jest piękne i estetyczne oraz podane na tacy, mieszkając w apartamencie w Grosvenor House.
Udaliśmy się do pierwszego lepszego supermarketu i kupiliśmy parę rzeczy na resztę dnia. Ceny były bardziej przystępne niż w Marinie, ale to nic dziwnego – dzielnica bogatych to i podstawowe produkty drogie.
Kilka minut później szliśmy Gold Soukh, ulicą na której handlują złotem. Nie była to jednak miła wizyta. Co chwila zaczepiali nas miejscowi, by wepchnąć nas na siłę do sklepu i sprzedać jakąś podróbę zegarka. Przed witrynami stali pojedynczy faceci i opychali iPhony przyjezdnym. Uciekliśmy na drugą stronę, żeby trochę odpocząć.
Obiecaliśmy pocztówki, trzeba było je po prostu nabyć. Niestety w Dubaju nie ma zbyt dużego wyboru. Venu powiedział nam, że poczta praktycznie wymarła. Ludzie posługują się mailami i nie zawracają sobie głowy wysyłaniem papierowych listów. Chyba trochę go rozbawiło, że chcemy nadać kartki do Polski
Na szczęście udało nam się odnaleźć znaną na całym świecie czerwoną skrzynkę i wrzucić pocztówki, bo post office gdzieś niestety przepadł. Później wpadliśmy do Carrefoura, żeby już nie myśleć o jedzeniu do końca wyjazdu i to był strzał w dziesiątkę! Ceny były nieporównywalnie niższe do tych w Marinie. Juz wiemy, gdzie następnym razem będziemy zaopatrywać się w produkty spożywcze. Obiad jak prawie każdego dnia zjedliśmy.. w McDonaldzie ;D
Wykończeni całodziennym chodzeniem postanowiliśmy wrócić do pokoju i po prostu odpocząć. Venu pojawił się w apartamencie późnym wieczorem. Nie mieliśmy wcześniej okazji dłużej z nim pogadać, na szczęście w końcu takowa się nadarzyła. Mieliśmy do niego mnóstwo pytań. Przed przyjazdem naczytaliśmy się o islamie i zwyczajach panujących wśród Arabów. Znalazła się tam informacja, że w Dubaju picie alkoholu jest zakazane i mogą sobie na to pozwolić jedynie turyści. U naszego hosta w mieszkaniu znajdują się hektolitry alkoholu, więc bylismy ogromnie zdziwieni. Okazało się, że nie ma tu żadnego problemu z piciem, a Venu jest w tym chyba mistrzem świata.
Otworzył butelkę The Chocolate Block oraz postawił kilka butelek piwa, następnie padło oczywiście na polską wódkę. Alkoholizacja. Odlecieliśmy.