Trzeciego dnia, gdy już wczuliśmy się w klimat Budapesztu postanowiliśmy zobaczyć tyle ile tylko się da. Cały dzień spędziliśmy na nogach, ale było warto. Zobaczyliśmy mnóstwo ciekawych, pięknych i intrygujących miejsc.
Pobudka koło 9, szybkie śniadanie i lecimy na tramwaj, potem parę przystanków metrem i wysiadamy przy budynku węgierskiego parlamentu. Szybko poszło.
Bardzo majestatyczny i z pewnością najbardziej znany budynek Budapesztu z pomnikiem Gyula Andrassy’ego na froncie (był to XIX wieczny szlachcic węgierski, bliski współpracownik słynnej cesarzowej Elżbiety, znanej jako „Sissi”)
Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się od Daniela, że plac wokół Parlamentu został odrestaurowany zaledwie rok temu, a w lato wygląda znacznie lepiej.
Na rzeczonym placu stoi kilka pomników oraz duży deptak, wszystko bardzo zadbane i stylowe. Nieopodal znajduje się ogromny pomnik Kossutha i jego „bandy”, na który… z pomocą drugiej osoby… spokojnie da się wdrapać :)!
Następnie idąc krętymi ścieżkami Budapesztu dotarliśmy do tak bardzo wyczekiwanego przez nas Jarmarku Świątecznego. Pełno było na nim ludzi krzątających się w każdą możliwą stronę świata – zarówno za dnia jak i w nocy.
Na Jarmarku zdecydowaliśmy, że wypadałoby spróbować słynnego węgierskiego trunku – Palinki. Kompletnie nie wiedzieliśmy czym ona właściwie jest. Podejrzewaliśmy i jednocześnie mieliśmy cichą nadzieję, że to rodzaj grzanego wina, bo takie właśnie popijali wszyscy dookoła w ten mroźny dzień. Gdy poprosiliśmy na jednym ze stoisk o Palinkę sprzedawca zapytał jaki smak byśmy sobie życzyli i po wysłuchaniu wszelkich możliwych opcji zdecydowaliśmy się na brzoskwiniowy… Cena 500 HUF (około 7zł). Ogromne było nasze zdziwienie, gdy dostaliśmy do połowy napełniony kieliszek… z wódką smakową!
Walnęliśmy po łyku i poszliśmy dalej. Przez kolejne parę godzin czuliśmy przyjemny posmak brzoskwini w ustach. Jednoczesnie trunek dostatecznie nas rozgrzał! Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy był słynny Plac Bohaterów, Zamek Vajdahunyad oraz pomnik Anonimusa! Pierwszy punkt z listy skojarzył nam się z Berlinem, chociaż… nigdy tam nie byliśmy! Tak czy inaczej, Plac Bohaterów to na pewno miejsce warte zobaczenia.
Pomnik Anonimusa (pierwszego węgierskiego kronikarza) był bardzo oblegany. Ludzie ustawiali się do niego w długie kolejki utrwalając się z nim na zdjęciach raz po raz. Legenda głosi, że dotknięcie jego pióra (które nie wygląda jak pióro) dodaje talentów literackich! Czyżby nagle wszyscy zapragnęli zostać autorami bestsellerów? 🙂
Czy magiczny pomnik zadziałał? To już ocenicie sami komentując nasze wpisy! 🙂
Po spróbowaniu Palinki – nadszedł czas na tradycyjne węgierskie jedzenie. Wybraliśmy się do knajpy, którą polecił nam Daniel i zamówiliśmy zupę gulaszową. Szczerze – bez szału. Dobra, rozgrzała nas, jednak jej smak bardzo przypominał polski gulasz (nie była nawet ostra!).
Zmęczeni po całym dniu zwiedzania koło 18 byliśmy już w pokoju hotelowym. Co ciekawe, wracając byliśmy zmuszeni kupić tabletki przeciwbólowe. Jak się okazało, na Węgrzech nie można ich kupić w żadnym sklepie spożywczym. W końcu z „rozmówkami węgierskimi” w ręku udało nam się dostać przeciwbóle w aptece. Na szczęście znalazła się tam Pani, która łamanym angielskim oraz językiem migowym zrozumiała o co nam chodzi, ponieważ pierwsza ekspedientka zadała nam pytanie „Sprechen sie deutsch?”, na które odpowiedź udzieliliśmy w języku angielskim.
Reszta wieczoru to błogi odpoczynek na hotelowym łóżku.