Szczerze mówiąc, zwiedzenia Singapuru nie mogliśmy się doczekać od momentu, gdy zabookowaliśmy bilety, a z uwagi na nasze decyzje podjęte już w trakcie podróży czekanie jeszcze się wydłużyło. Pierwotnie plan obejmował 10 dni w Singapurze, jednak nasz host w Manili zdecydowanie odradził spędzenia, aż tylu dni z uwagi na wysokie ceny. Dlatego też, pierwsze 5 dni spędziliśmy na zwiedzaniu Malezji i do Singapuru tak naprawdę dotarliśmy 31 grudnia późnym popołudniem. W efekcie Sylwester również opóźnił zwiedzanie tego państwa-miasta, ponieważ cały 1 stycznia przespaliśmy. Ostatecznie 2 stycznia wstaliśmy jak najwcześniej, bo na Singapur mieliśmy de facto 1 dzień. Bardzo wymagające, lecz również ekscytujące kilkanaście godzin pozwoliło nam poznać prawie całe miasto…
Singapur – początek zwiedzania
Pobudka i ruszyliśmy do Chinatown. Miejsce podobne do dzielnicy chińskiej w Kuala Lumpur, jednak zdecydowanie czystsze i bardziej cywilizowane. Jednak najważniejszą różnicą jest to, że na bazarku w singapurskim Chinatown nie można się targować. Ceny są stałe i w dodatku wysokie, natomiast Chińczycy w Malezji przekrzykują się w ofertach, a ceny można obniżyć tam nawet o 70%. Miejsce bardzo klimatyczne, pełne czerwieni, złota, chińskich posągów oraz pamiątek.
Od początku dnia doświadczaliśmy pomieszania kultur w Singapurze. Bowiem w chińskiej dzielnicy ukazała się naszym oczom przepiękna hinduska świątynia w otoczeniu chińskich straganów.
Parę stacji metra dalej i znaleźliśmy się w Botanic Garden. W tej części świata podobnych ogrodów jest mnóstwo z tego powodu, że nie ma tutaj pór roku – przez okrągłe 365 dni jest ciepło i codziennie pada (zazwyczaj krótko, ale codziennie). Ogród nie mógł się nam nie spodobać, ale odnieśliśmy wrażenie, że jest trochę przekombinowany. Projektant chciał do niego wrzucić wszystko i mu się udało, jednak efektem jego działań jest ogromny kilkukilometrowy ogród, w którym wszystkiego jest pełno, chwilami nawet za gęsto.
Kolejną atrakcją tego dnia było Haw Par Villa – singapurski park rozrywki. Wejściówki za darmo, więc ochoczo przekroczyliśmy bramę. Nigdy wcześniej nie dane było nam zobaczyć tak wielu figurek, posągów i scenek związanych z chińską kulturą i tradycją. Niektóre z obiektów były naprawdę przerażające, aczkolwiek warto tu wpaść, aby uświadomić sobie co siedzi w głowie Chińczykom 🙂
Zdecydowanie najbardziej mrożącym krew w żyłach miejscem jakie zaoferował Singapur było 10 kręgów piekła. W środku sztucznej jaskini były zaprezentowane w dosyć brutalny sposób scenki z każdego z kręgów, lista złych „uczynków”, za które się tu trafia, a także kary, jakich można doświadczyć za ich popełnienie, np. ucinanie rąk, głowy, nabijanie na ostre skały żywcem…
W ramach ucieczki od piekła podążyliśmy do miejsca, które nazywa się Sentosa. Z początku nie wiedzieliśmy co to dokładnie. Na miejsce dotarliśmy deptakiem, wokół nas znajdowały się kina, teatry, centra handlowe i różne inne atrakcje. Gdy zeszliśmy na poziom -1 na przystanek autobusowy zdaliśmy sobie sprawę, że Sentosa to… wyspa! Sztucznie usypana, mająca zapewniać mieszkańcom rozrywkę. Autobusiki są za darmo, zatem zwiedziliśmy całe to miejsce. Po drugiej stronie przywitała nas piaszczysta plaża nad małą zatoczką. Naprawdę cudowne miejsce z klimatem, a w dodatku w miarę spokojne – może to przez pochmurne niebo, ale i tak było przyjemnie.
Singapur – główne atrakcje
Wielkimi krokami zbliżaliśmy się do końca dnia, co oznaczało najważniejszy punkt Singapuru, czyli hotel Marina Bay Sands oraz pobliski ogród Gardens by the Bay. Bardzo chcieliśmy udać się na taras widokowy w hotelu, dlatego weszliśmy do środka i od razu do windy. Klikamy 57 piętro i … nic! Światełko przy numerze piętra zapala się i gaśnie. Nie tracimy nadziei – klikamy dalej, jednakże bezskutecznie. Po paru sekundach do windy wsiedli jacyś ludzie, przyłożyli do czytnika kartę hotelową, my ponownie kliknęliśmy nr 57 i… UDAŁO SIĘ. Jedziemy na górę! 😀 Widok był niesamowity! Singapur to przepiękna i nowoczesna metropolia skąpana w milionie kolorowych świateł.
Następnie na dół i do ogrodów. Stamtąd mogliśmy w całości podziwiać hotel, który jak dla mnie jest najładniejszym i pod względem wyglądu najciekawszym hotelem świata (uważam tak, pomimo tego, że byłem w Dubaju…).
W końcu ogrody. 🙂 Co tam się działo… Tłum ludzi napierających w jedną i drugą stronę, po prostu oblężenie! Nie wiedzieliśmy, że będzie, aż tak tłoczno, ale koniecznie chcieliśmy zobaczyć to pełne fantazji miejsce nocą, gdy iluminacja świateł zachwyca. Tak było i w tym przypadku. Ogród jest piękny i zupełnie nie z tego świata.
Na koniec dnia zrobiliśmy małą sesję singapurskiej Marinie i nam na jej tle.
Singapur jest mega nowoczesny i warty odwiedzenia, szkoda tylko, że jest tam tak drogo 🙁
8 Responses
Nieźle jak na jeden dzień!! Singapur jeszcze przed nami, ale już wiem – dzięki takim wpisom jak ten – że będziemy nim zachwyceni 🙂
Pięknie i kolorowo! Moja koleżanka kiedyś tam mieszkała i zapraszała, by ją odwiedzić, ale niestety nie było mi jakoś po drodze, a patrząc na takie zdjęcia i opisy – żałuję. Ale wszystko jeszcze przede mną 🙂
Jak tylko zapalnują dalszą podróż, to na pewno zajrzymy choć na jeden dzień do Singapuru 😉
Singapur to moje podróżnicze must see! Muszę się tam w końcu wybrać 😉 Piękne zdjęcia, zazdroszczę!
Piękne zdjęcia ! Zazdroszczę podróży do Singapuru. Mam nadzieję, że kiedyś również się tam wybiorę.
Wow, zazdroszczę! Jedno z moich wielu marzeń, ale wierzę, że kiedyś się spełni 🙂
Wooo super! Fajnie, że tu trafiłam i przekonaliście mnie, że można spędzić tu tylko 1 dzień i i tak bardzo dużo zobaczyć 🙂 Azjo nadchodzę 🙂